Na wyspę możemy się dostać z dwóch stron - promem z Šibenika do Starego Gradu lub, tak jak my, z Drvenika do Sučuraja. Ponieważ mieszkaliśmy bliżej Sučuraja, wybraliśmy tamtą drogę. Obok na zdjęciu pierwszy widok, jaki rzuca się w oczy - maleńka latarnia morska na cyplu.
Sam Sučuraj to maleńkie, portowe miasteczko, przesympatyczne zresztą, ale w sumie niewiele tu jest do oglądania.
Jedziemy dalej - na zachód w stronę Hvaru. Apartament mamy wynajęty w uroczej, zacisznej i o tej porze roku całkowicie bezludnej zatoce Pokrivenik. Cisza, spokój, przesympatyczni gospodarze, cóż można więcej wymagać od urlopu?
Prawie jak w Toskanii. W tym wypadku "prawie" robi minimalną różnicę.
Nieodzowny w każdym domu kamienny grill.
Jedliśmy ryby na nim pieczone... Inne pyszności - zobacz tutaj.
Kolejna miejscowość to Jelsa. W zasadzie "stolica" wyspy. Nie tak spektakularne ja Hvar czy Stari Grad, ale miłe i sympatyczne. Jest chyba największym na wyspie ośrodkiem turystycznym ze względu na największą bazę noclegową i mnóstwo zatoczek ze żwirowymi plażami.
I na koniec - absolutna i zachwycająca ciekawostka wyspy. Chorwaci w ramach rewitalizacji opuszczonych, zaniedbanych miejscowości, przekazali je do użytkowania artystom, studentom, rzemieślnikom. Jedno z najbardziej znanych takich miejsc jest Grožnjan na Istrii. Okazuje się, że na Hvarze również istnieje taka etno-wioska. To Humac, leżący ok 7 km na południe od Jelsy.
Okazał się, że przed sezonem (przypomnę - weekend majowy), jedynymi mieszkańcami wioski są... osły i konie!
Nasz pies osłupiał! Trzeba było go zostawić w samochodzie, tyle innych wielkich "psów" na raz nigdy nie widział. Chociaż były bardzo towarzyskie :-)
Stari Grad już znacie, Hvar też...
To jeszcze jeden wspominkowy artykuł (wkrótce) i w sierpniu nowe relacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz