poniedziałek, 8 lipca 2013

Poprad, Słowacja - kulinarne wspomnienia z podróży

Kuchnia kojarzy mi się z podróżami. A podróże z kuchnią. Za oknem leje, więc oglądamy zdjęcia z wyjazdów. Skojarzenia mam kulinarne. 
 - popatrz, pamiętasz tę piękną kamieniczkę?
- ... no, pamiętam, ale spójrz tu, w tej knajpce jedliśmy pyszny gulasz z jelenia!
Może nie do końca tak przebiegają nasze rozmowy, ale coś w tym jest.

Poprad. 
Rozpościera się malowniczo u podnóża Wysokich Tatr. Spacer po ładnie odrestaurowanym rynku wokół XIII wiecznego kościoła pod wezwaniem św Idziego, podziwiamy barokowe i klasycystyczne kamieniczki; kawa i ciasteczko w małej cukierence. Niespieszne, wczesnojesienne popołudnie. Pogoda piękna.

Owszem, miasto ładne, widok na Tatry - wspaniały... Ale coś bym zjadł...
W jednej z bocznych ulic znajdujemy gospodę. Na oko - wczesny Gierek.


Ale po fakcie - może nie oszołomienie, ale smacznie pełny brzusio.
Zjadłem pieczeń wołową z knedlikami ziemniaczanymi (bramborove knedliki).
Miałem, później, w domu, kilka podejść do tej potrawy, ale tajemnicę bejcy - bo w niej tkwi sedno tego mięsa - zdradził mi kiedyś znajomy Słowak.
Zrobiłem - udało się, to był ten smak!
Tu znajdziesz przepis, tak jak ja to robię obecnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz